Działalność ubezpieczeniowa, jak każda inna branża, ma swoją specyfikę, której wzięcie pod uwagę przy dochodzeniu należnego odszkodowania pozwala uniknąć podejmowania zbyt pochopnych decyzji.
Ubezpieczyciel, jako podmiot gospodarczy nastawiony na generowanie zysku, zatem tak prowadzi swoją działalność, aby wypłaty odszkodowań były jak najniższe, a składki ubezpieczeniowe jak najwyższe. Choć jest to banalne stwierdzenie, to wielu poszkodowanych jest sfrustrowanych przebiegiem procesu likwidacji szkody oraz proponowanymi przez ubezpieczyciela odszkodowaniami, jakby nie zdawali sobie sprawy z tego faktu. Ubezpieczyciel nierzadko w pierwszej decyzji określającej wysokość świadczeń już proponuje zawarcie ugody, wskazując na możliwość dopłaty kilkunastu, a nierzadko nawet ponad dwudziestu procent do już przekazanych środków. Dlaczego, moim zdaniem, nie warto na tym etapie ulegać pokusie uzyskania nieco większego odszkodowania?
Z mojego doświadczenia wynika, że pierwsze propozycje ugodowe ubezpieczycieli rzadko są zbliżone do uzasadnionych wartości roszczeń poszkodowanych. Ubezpieczyciel dlatego proponuje zawarcie ugody, gdyż jego głównym celem jest zamknięcie sprawy akceptowalną dla siebie, a zatem opłacalną z punktu widzenia wyniku finansowego spółki, wypłatą. Jako podmiot profesjonalny doskonale zdaje bowiem sobie sprawę z wysokości zasądzanych przez sądy odszkodowań w podobnych sprawach, a w treści ugody zawsze znajdzie się postanowienie w przedmiocie zrzeczenia się dalszych roszczeń przez poszkodowanego. Innymi słowy, ubezpieczyciel antycypując treść potencjalnego wyroku zasądzającego odszkodowanie na rzecz powoda, zachęca go do zawarcia ugody niewielką dopłatą celem pozbawienia go możliwości dochodzenia dalszych roszczeń na drodze postępowania sądowego.
Czy zatem kategorycznie nie zawierać ugody z ubezpieczycielem? Z pewnością warto dokładnie przeanalizować swoją sprawę, zastanowić się nad realną poniesioną szkodą - tak majątkową, jak i w zakresie osobistym, wynikającym z własnych przeżyć związanych z wypadkiem, konieczności czasowej rezygnacji z pracy, zmiany trybu życia, przebiegu leczenia, itd., jak również zastanowić się nad możliwością wykazania poszczególnych składowych w postępowaniu przed ubezpieczycielem, jak i później przed sądem. Polecam również poszukać orzeczeń sądowych w podobnych sprawach, w których sądy zasądzały na rzecz poszkodowanego odszkodowanie i zadośćuczynienie. Oczywiście, każda sprawa jest indywidualna i wiele czynników wpływa na ocenę sądu co do wysokości zasądzanych kwot, to jednak taka analiza pozwala na merytoryczne, a nie oparte tylko na subiektywnych odczuciach, odniesienie się do propozycji ubezpieczyciela.
Powyższa analiza pozwoli więc na skonfrontowanie się z nie tylko istniejącymi, ale i możliwymi do wykazania roszczeniami, co przy braku niezbitych dowodów może prowadzić do wniosku o korzyściach płynących z zawarcia proponowanej ugody. Jest to istotne zwłaszcza biorąc pod uwagę ryzyko procesowe i czas potrzebny na przeprowadzenie postępowania.
Konkludując, moim zdaniem nie warto pochopnie zawierać ugody z ubezpieczycielem, gdyż ta, zwłaszcza na początkowym etapie likwidacji szkody, zawiera w sobie korzyści głównie dla tegoż podmiotu - relatywnie niska wypłata oraz zrzeczenie się dalszych roszczeń przez poszkodowanego. W indywidualnych przypadkach może okazać się, że wobec braku niezbitych dowodów lub innych czynników mogących wpłynąć negatywnie na wysokość przyznanych roszczeń, zawarcie ugody będzie stanowiło korzystne dla poszkodowanego zakończenie sprawy.